Trudna relacja - baza I love stage od Essence


Hejo HEJ! 

Część z Was na pewno bohater dzisiejszego wpisu zna i kocha bądź nienawidzi. Do zakupu tej bazy byłam niejako przymuszona o czym pisałam w poście o zakupach (zakupolove). Testuje i używam jej już od dobrych trzech tygodni a więc czas najwyższy wyrobić sobie o niej jakieś zdanie. 

Jeśli chodzi o sprawy podstawowe to dostępna jest wszędzie tam gdzie jest szafa essence a więc Natura, Hebe, Superpharm. Cena to ok. 12 zł., opakowanie i aplikator bardzo wygodne i higieniczne, na pewno lepsze niż tradycyjne "słoiczkowe" opakowania, typowe dla tego typu produktu. Producent rekomenduje również stosowania bazy jako korektora pod oczy ja jednak nie stosowałam jej w ten sposób. 


Na początku  spisywała się tragicznie. Cienie się rolowały już po godzinie. Wątpiłam w ogóle w sens jej stosowania, bo bez bazy cienie spisywały się lepiej niż na niej. Zaczęłam kombinować i nakładałam jej trochę mniej, rozprowadzając po powiece pędzelkiem do korektora, ale efekt był podobny.  Któregoś razu jednak nałożyła mi się dosyć gruba warstwa i zaczęłam ją rozcierać delikatnie palcem i efekt był dosyć zadowalający. Cienie o dziwo nie zaczęły się rolować i dosyć ładnie się utrzymały. Od tygodnia baza spisuje się całkiem ok, nie jest to jednak ideał. Co jest więc  nie tak? Głównie to, że nie podbija prawie w ogóle koloru cieni a jest to jeden z powodów dla których stosuje się bazę.


Drugim minusem jaki dostrzegam to jej kolor. Jest strasznie pomarańczowa, jednak to jestem jej w stanie wybaczyć bo po roztarciu, akurat na mojej powiece, tego tak bardzo nie widać, ale jako korektora nie wyobrażam sobie jej stosować. Jeśli jednak macie bardzo jasną karnację to może u Was nie wyglądać za ciekawie.

Tak mocno baza oksyduje

Podsumowując sama nie wiem co o niej myśleć. Na makijaż dzienny spisze się ok, ale na większe wyjścia, bardziej wieczorowe makijaże może nie dać rady. Baza na pewno jest baaaardzo wydajna i jak mi się skończy to pewnie już do niej nie wrócę.

Czekam na Wasze opinie! :)

Z marchewkowym pozdrowieniem,
eBugs :)!
Czytaj dalej

Akcja mycie pędzli


HEJO HEJ

Przyznaje się bez bicia, że pędzle myje bardzo rzadko. Wczoraj jednak naszła mnie jakaś niewytłumaczalna wena i stwierdziłam, że umyje wszystkie naraz i tak też się stało. Przy okazji porobiłam kilka zdjęć i pomyślałam sobie, że może powstać z tej całej akcji mycia pędzli fajny, luźny i krótki post :). 


Suszymy się! :D


Nie mam żadnych super narzędzi do pielęgnacji pędzli i nie jestem jakoś w tej kwestii zbyt doświadczona. Wiem, że inaczej powinno się myć pędzle z naturalnego włosia i inaczej te z syntetycznym. Ja myje wszystkie albo zwykłym szarym mydłem, albo szamponem i jakoś się trzymają, ale miałabym do Was ogromną prośbę abyście napisały mi co Wy używacie do mycia swoich perełek, jak często je myjecie, jak je suszycie... :D

Wiem, że pędzle powinno się myć raz na tydzień/ dwa tygodnie. Jest to dobre dla Naszej cery, ale i przede wszystkim higieniczne i obiecuje, że poprawię się pod tym względem :D. 

Jeśli chodzi o rodzaje pędzli to nie mam ich zbyt wiele, ale posiadam wszystkie "modele" które są mi potrzebne do wykonania makijażu zarówno twarzy jak i oczu :). O poszczególnych modelach jeszcze kiedyś pojawi się osobny post.

Tymczasem pozostawiam Wam z przesłaniem mojej Mamy, która podglądając jak robię w łazience zdjęcia pędzli, skwitowała pomysł na post jednym zdaniem: Dziewczyny pamiętajcie myjcie swoje pędzle !! :D

Z marchewkowym pozdrowieniem,
eBugs! :)
Czytaj dalej

Zakupolove


Dzieńdoberek, dobry wieczorek, cześć, hejo hej!!

Nadszedł czas na podsuwanie ostatnich kosmetycznych zakupów. Pochodzą z różnych miejsc. Ostatnio nie szalałam zbytnio i w większości kupiłam produkty który były mi naprawdę niezbędne :).





W Biedronce kupiłam oczywiście płyn micelarny, gdyż obecny już się kończy a, że jutro wyjeżdżam jeszcze na wakacje (tak, tak studenci mają jeszcze wakacje) to wzięłam również żel pod prysznic z algami morskimi, pięknie pachnie i bardzo spodobało mi się opakowanie. Nie wiem czy to jakaś wersja limitowana, ale widziałam je pierwszy raz w Biedronce.  




Jeśli chodzi o kolorówkę, to kupiłam dwa produkty. Skończyła mi się moja ukochana baza z Kobo (pisałam o niej w denku #1) a więc odwiedziłam Naturę z zamiarem zakupu nowego słoiczka. Niestety wszystkie były wysprzedane (taki pech...) a, że ja bardzo pilnie potrzebowałam bazy (bez niej nie potrafię się malować) to wzięłam tą z I love stage z essence (cena ok. 12 zł.). 
Na pierwszym miejscu mojej listy "muszę mieć" znalazła się maskara z Maybelline lash sensational, a gdy tylko zobaczyłam ją w drogerii osiedlowej za całe 18 zł. bez zastanowienia pobiegłam zadowolona do kasy :). Wzięłam wersję wodoodporną. 
W tej samej drogerii kupiłam również jedwab do włosów tym razem z Mariona :) (cena ok. 5 zł. 15 ml.)



Chyba ze sto lat nie robiłam zamówienia z Avon, jednak niedawno jakoś przypadkiem trafił w moje ręce katalog i razem z Mamą zamówiłyśmy sobie zestaw składający się z balsamu Skin so soft z olejkiem z babassu oraz mały perfum Scent Essence sparkly citrus (cena zestawu: ok. 20 zł.). Dodatkowo wzięłam jeszcze maseczkę błotną, oczyszczającą z planet spa (ok. 10 zł.).

Który produkt Was najbardziej zainteresował? :) Chcecie któregoś test/recenzje? :)
A jak tam wasze zakupy? :D

z marchewkowym pozdrowieniem,
eBugs!!! :)
Czytaj dalej

DENKO #1



Dzień dobry, dobry wieczór, cześć, hejka!!!! 


Ale się cieszę, że w końcu pojawi się i na moim blogu projekt denko!! Są to jedne z moich ulubionych postów, które czytam u Was. Nie ma tego dużo, ale naprawdę już nie mogłam się doczekać aż sama nie zapoczątkuje u Siebie projektu denko a więc jest i ON :D


I. Kąpiel


1. Finale cosmetics o zapachu awokado i limonki: lidlowska firma, bardzo tani, pachnie świeżo, ładnie się pienił ale nie pozostawiał zapachu na skórze, na pewno nie raz jeszcze trafi do mojego kosza "przypadkiem" ;).

2 Nivea hawaii flower & oil: droższy niż jego koleżka z lidla, ale i jakość zdecydowanie lepsza, bardzo przyjemny żel, który pozostawia na skórze piękny zapach, miałam go pierwszy raz i pewnie kiedyś do niego wrócę.


II. Kremy




Genialny krem do rąk od Isany z rumiankiem, który kosztuje jakieś 4 zł. a nawilża jak nie jeden o wiele droższy. Bardzo lubię, bardzo polecam, zużyłam już kolejne opakowanie i na pewnie kupię ponownie!


III. Twarz 


Pasta do oczyszczania twarzy Ziaja liście manuka: moje już kolejne zużyte opakowanie, kupuje bo porządnie oczyszcza i wygładza cerę, jednak nie zauważyłam aby redukował mi zaskórniki :(. Mimo wszystko polecam, bo naprawdę to porządny czyścioch :-).


IV. Włosy 


1. Marion Olejki Orientalne, nawilżenie włosów, migdały dzika róża: spisał się w okresie wakacyjnych wyjazdów, kiedy zabierałam go zamiast odżywki. 
2. Ziaja szampon intensywne wygładzenie: byłam mile zaskoczona tym szamponem, bo spodziewałam się, że bardzo obciąży mi włosy a on o dziwo je ładnie wygładził bez obciążenia, włosy po nim są puszyste, ale nie puszące się (mam nadzieje, że wiecie o co chodzi ;).
  
3. Biosilk jedwab do włosów:  co tu dużo mówić, fajny produkt, ale nie można z nim przesadzić, bo włosy się szybko przyzwyczajają a więc taka maluteńka buteleczka wystarcza na bardzo długo...... :)
4. Marion termo ochrona + volume: może i przed wysoką temperaturą prostownicy ochraniał, ale objętości nie zauważyła, a więc chyba następnym razem wybiorę klasycznie czerwoną wersję.


V. Kolorówka


1. Ingrid cosmetics Mineral silk & lift jedwabisty fluid (nr 29): jakoś specjalnie nie polubiłam się z tym produktem, mam do niego neutralne podejście, używałam go swego czasu regularnie i był całkiem spoko, ale ja to z podkładami mam tak, że zawsze chce próbować nowego i nowego ;p. Ale jeżeli zobaczycie go w jakiejś mega promocji (ja kupiłam go z 5 zł. !! ) to bierzcie śmiało i nie bójcie się!:D  tylko uważajcie z kolorami, bo ma dość ciemne odcienie. 

2. Kobo baza pod cienie: moja rozpacz z powodu tego denka nie zna granic! bardzo ta baza mi się spisała! jak dorwę nowe opakowanie to będzie recenzja, bo naprawdę godny produkt!! :)


I to już wszystko moi Drodzy! 

z marchewkowym pozdrowieniem,
eBugs! :) 
Czytaj dalej

Zielony wybawiciel od Garniera


Dzień dobry, dobry wieczór, cześć, hejka

Nigdy za balsamami, mleczkami, masłami do ciała nie przepadałam, ale oczywiście mam ich mnóstwo. Smaruje się tylko po basenie, albo gdy zobaczę, że moja skóra faktycznie potrzebuje natłuszczenia. Jednak latem dobre nawilżenie po opalaniu, po morzu/jeziorze to sprawa jakby podstawowa. Od tego typu produktów nie wymagam zbyt wiele. Mają dobrze się wchłaniać, ładnie nawilżać, niwelować uczucie ściągnięcia i wysuszenia skóry. W moje ręce podczas jedynych z wakacyjnych zakupów w Biedronce wpadł taki oto Koleżka


i zostanie raczej na stałe. Produkt niezwykle przyjemny za względu na to, że błyskawicznie się wchłania, nie pozostawiając tłustego filmu a przy tym naprawdę sprawia, że skóra jest wygładzona, nawilżona i przyjemna w dotyku. Mleczko było moim wybawieniem po opalaniu, ale myślę, że na pozostałe pory roku również będzie idealny. Pięknie pachnie i to właśnie zapach zdecydował, że spośród trzech wersji (oprócz tego w Biedronce znajdziemy jeszcze bardzo popularne czerwone mleczko z syropem klonowym i chyba mleczko z aloesem) wybrałam właśnie tą z mango.


Z dwoma pierwszymi rezultatami, które obiecuje nam producent zgadzam się i potwierdzam. Mleczko wypełnia je w 100%. Na zdjęciu również widzicie skład, ja, jak już w którymś poście wspominałam nie zwracam na to uwagi (wyjątkiem są kremy do twarzy i produkty do włosów) bo się na tym kompletnie nie znam ;p. 

Mleczko dostępne pewnie w każdej drogerii, ja akurat kupiłam w Biedronce za około 13 zł. poj. 400 ml. 

Ps. Na Pomorzu pogoda jest po prostu okropna. Gdzie podziało się słoneczko? Czy u Was też jest tak strasznie zimno? No dramat... Idealna pogoda na ciepłą czekoladkę i kocyk... :D






Z marchewkowym pozdrowieniem,
eBugs! :)



Czytaj dalej

Musimy się przeprosić - recenzja podkładu Rimmel Stay Matte


Dzień dobry, dobry wieczór, cześć, hejka!

Bohater dzisiejszego wpisu jest już ze mną około roku. Na początku naszej znajomości go nie znosiłam! W ogóle się u mnie nie sprawdzał, wyglądał okropnie, po zaledwie pół godzinie wchodził mi we wszystkie możliwe zmarszczki mimiczne i pory, jednym słowem dramat. Chciałam go komuś oddać bo nie mam w zwyczaju wyrzucania kosmetyków, walnęłam gdzieś w głąb kosmetyczki i całkiem o nim zapomniałam. Dziś jednak nadszedł czas naszego wielkiego pojednania i odnowy albo może raczej zawarcia przyjaźni, która mam nadzieje się szybko nie zakończy :D.


Sprawy wstępne: 
- dostępny w każdej drogerii (Rossmann, Natura, Hebe itp. itd.);
- cena: 21 zł. (wg wizaz.pl);
- 7 odcieni (100 Ivory, który dziś recenzuje - drugi w gamie kolorystycznej);
- konsystencja musu;
- działanie: matujące, bez efektu maski, dla świeżej i promiennej cery; 




Co więc takiego się zmieniło, że nagle polubiłam się z tym podkładem? 
Ostatnio odnalazłam go i postanowiłam dać drugą szansę. Poczytałam trochę na jego temat w necie i przeczytałam gdzieś, że trzeba go nakładać niewielką ilość, aby nie zrobić sobie efektu maski. Pomyślałam a co mi zależy. Wzięłam do ręki oczywiście Hakuro h50s i zaczęłam nim pracować. Przekonana, że będę musiała go zaraz zmyć, już kombinowałam komu go oddać, doznałam szoku, gdy przyjrzałam się swojej buzi. Była idealnie matowa (bez użycia pudru), ujednolicona, a podkładu nie było w ogóle widać. Efekt utrzymywał się cały dzień. Następnego dnia efekt był identyczny. Nie wiem czy musiał trochę odleżeć, czy może teraz inaczej go nakładam i faktycznie przy pierwszych użyciach dawałam go za dużo, czy może moja cera teraz nagle postanowiła się z nim zakumplować. Nie wiem, ale faktem jest, że teraz spisuje się bardzo dobrze :). 

mniej więcej tyle potrzeba mi do zakrycia całej buzi


Zbytnio nie miałam pomysłu jak oddać Wam jego odcień, a sama właśnie tego zazwyczaj szukam w recenzjach, więc postanowiłam zestawić go z dwoma chyba najbardziej popularnymi i rozpoznawalnymi odcieniami, czyli Revlon ColorStay dla cery tłustej i mieszanej w odcieniu 150 i 180. Jak widać (lub nie) odcień Rimmela wydaje się być odrobinkę jaśniejszy niż 180 CS.



Podsumowując bardzo go Wam polecam! A gdy go macie i nie zbyt Wam się sprawdza może właśnie pokombinujcie z ilością, może to okaże się kluczem do przyjaźni z tym produktem. 

Dodam na koniec jeszcze, że starą wersje tego produkty też posiadałam, ale była okropna, najgorszy podkład jaki miałam. Może dlatego byłam tak do niego uprzedzona?

Ps. Miałyście może bazę z tej serii? :)
Ps 2. Jak tam pierwszy dzień w szkole? :)

Z marchewkowym pozdrowieniem,
eBugs :)!!


Czytaj dalej

Matowe cienie z MySecret - moja mała kolekcja :)

 
Dzień dobry, dobry wieczór, cześć, hejka!! 

Dopiero od niedawna odkryłam matowe cienie. Kiedyś nie lubiłam, nie potrafiłam się nimi malować i wydawały mi się nijakie. Ale podczas którejś z promocji w Naturze postanowiłam kupić dwa kolory na próbę  i zakochałam się  od pierwszego użycia!! Dziś moja kolekcja sięga już 7 cieni i na pewno rozszerzy się o kolejne kolorki. 
Matowe cienie z MySecret dostępne są w drogerii Natura, jako pojedyncze cienie, bez możliwości kupienia np. wkładu. Kosztują normalnie 6,99 zł.  i dostępnych jest aż 20 kolorów (wg strony producenta, w drogerii odnajdziemy nich niestety mniej). 
Co tu dużo mówić, cienie są po prostu bajeczne! Świetnie napigmentowane, świetnie się rozcierają, może są odrobinę "kredowe" ale za to mamy pewność, że są absolutnie matowe, nie satynowe. Utrzymują się na powiece cały dzień. Dodatkowo świetna cena! Minusów ja nie dostrzegam żadnych, ale wiem, że dziewczyny na innych blogach skarżyły się na niezbyt dobrze zmielone cienie i takie jakby białe kropeczki w środku, mi to jednak w ogóle nie przeszkadza. Jeśli chodzi o osypywanie się, to może faktycznie na pędzelek nabiera się dosyć dużo produktu, ale gdy otrzepiemy można ten pyłek nabrać ponownie, bo świetnie przyczepia się do pędzelka. Ja lubię aplikować te cienie palcami, wtedy dają naprawdę świetny efekt! 

A teraz przegląd moich kolorów i swatche :)

Oczywiście bez bazy :)

Kolory 519 i 512 kupiłam jako pierwsze i są absolutnie przepiękne. Wykonuje nimi dzienny pastelowy makijaż i zawsze wywołuje pytania: co to za cienie? :D Pięknie się ze sobą łączą.
Kolor 505 to już hit hitów! Mój ulubieniec wszech czasów! Ten cień musi mieć po prostu każdy!! Idealny pod łuk brwiowy, idealny na całą powiekę, makijażowy must have! 
Kolor 506 dostałam od mojej Siostruni, fajny czekoladowy brąz do podkreślania zewnętrznego kącika i załamania powieki.



Oczywiście bez bazy :)

Kolor 508 lubię aplikować w zewnętrzny kącik i w załamanie łącząc go z 505 lub 512, powstaje nam również piękny dzienny makijaż. Szczególnie polecam osobą o ciemnych oczach ;). 
Kolor 520 tego kolorku używam najmniej, choć to piękna mięta i trudno dostępny odcień. Muszę znaleźć dla niego jakieś fajne zestawienia :). Może jako kreska? ;p
Kolor 521 aparat nie był w stanie oddać tego pięknego koloru. Wpada on lekko we fiolet i lekko w taki granat, przepiękny!! Polecam obejrzeć w sklepie lub na stronie producenta :).

I to już wszystkie moje kolorki tych genialnych cieni! 
Pochwalcie się koniecznie jakie odcienie Wy posiadacie i jak lubicie je łączyć :)

Ps. Wszystkim rozpoczynającym dziś rok szkolny (a zwłaszcza Patrykowi, Wojtkowi, Kacprowi, Julce, Amelii i Nikoli a więc mojej 6 wspaniałych) dużo motywacji i pogody ducha! :) I pamiętajcie... jeszcze zatęsknicie za szkołą!! :))

Z marchewkowym pozdrowieniem,
eBugs!! :)
Czytaj dalej